Wczoraj Wynająłem Oscarowe przemówienie Violi Davis zapadło w pamięć, choć nie było wyraźnie polityczne, ponieważ po prostu mówiła o swojej pracy w poruszający i dobrze napisany sposób. Twitter szybko uświadomił mi, że coś przeoczyłem. W mediach społecznościowych i serwisach informacyjnych o poglądach konserwatywnych przemówienie Davisa faktycznie wywołało oburzenie.
Po wyjaśnieniu, że według niej jej misją jest „odkrycie… historii ludzi, którzy mieli wielkie marzenia, ale nigdy nie doczekali ich spełnienia, ludzi, którzy zakochali się i stracili”, Davis powiedziała:
Zostałam artystką – i dziękuję Bogu, że tak się stało – ponieważ jesteśmy jedynym zawodem, który celebruje, co to znaczy żyć.
Twierdzenie to stało się tematem dyskusji w prawicowym Internecie po rozdaniu Oscarów. „Sztuka jest cudowna, sztuka wzbogaca, sztuka może nas połączyć” – pisze Ben Shapiro ma Codzienna karma„Ale sama arogancja twierdzenia, że artyści to „jedyny zawód, który celebruje, co to znaczy żyć”, jest zdumiewająca. A co z lekarzami? A co z mamami pozostającymi w domu, które pomagają kształtować życie, zamiast realizować własne zainteresowania zawodowe? A co z dyrektorami zakładów pogrzebowych? A co z niemal każdym człowiekiem w gospodarce wolnorynkowej, który poświęca się innym, aby poprawić życie? »
Różne wersje tej opinii odbiły się szerokim echem w Internecie, przy czym czasami Davis jest błędnie cytowany jako mówiący, że tylko „aktorzy” celebrują, co to znaczy żyć, lub, co gorsza, tylko oni „wiedzą”, co to znaczy żyć. .
Czy ludzie mają prawo się obrażać? Czy powiedziała, że artyści są lepsi od innych? Czytając jego słowa dosłownie, w kontekście jego przemówienia i przyznając mu choćby najmniejsze wątpliwości, trudno jest postrzegać reakcję przeciwko Davisowi jako coś innego niż objaw naszych przesadnych wojen kulturowych.
Każdy może na swój sposób „celebrować, co to znaczy żyć”, ale dla kogo jest to podstawowa funkcja ich zawodu? Bez dwóch zdań artyści. Być może duchowni. Lekarze chronić żyją, zamiast je celebrować, i nie oczernia ich, gdy to mówią. Rodzice pozostający w domu pomoc inni, a Davis mógłby nawet zgodzić się, że jest to szlachetniejsze, ważniejsze i bardziej istotne niż „celebrowanie” sensu życia.
Chciała po prostu powiedzieć, że artyści odgrywają wyjątkową rolę w opowiadaniu historii o ludzkich doświadczeniach, a ona jest szczęśliwa, że może być jej częścią.
Z pewnością mogła się zredagować, aby napisać tekst mniej kontrowersyjny, choć niewątpliwie mniej ciekawy., Gdyby po prostu powiedziała: „Zostałam artystką – i dziękuję Bogu, że tak się stało – ponieważ celebrujemy, co to znaczy żyć”, skargi mogłyby być trudniejsze do usłyszenia. „Jedyne” podkreśla specyficzny sposób, w jaki artyści są wyjątkowi, ale jest to także sygnał dla każdego, kto żywi głęboką niechęć do elitarności i protekcjonalności Hollywood. Nigdy nie było lepszego momentu na wyrażenie takiej urazy niż teraz.
Na prawicy odruchowa niechęć do przemysłu rozrywkowego nabrała nowego zapału pod rządami Donalda Trumpa. Lis i jego przyjaciele po Oscarachproblem, przez który La La Land Film błędnie uznany za najlepszy film został przedstawiony przez Steve'a Doocy'ego w następujący sposób: „Hollywood pomyliło się przy wyborach, a wczoraj wieczorem Hollywood pomyliło się przy rozdaniu Oscarów. » Gość Tucker Carlson zgodził się, ale dodał to Światło księżyca „Musieliśmy wygrać”, bo tak chciał moralizujący i poprawny politycznie establishment. Tak, Oscary były zarówno katastrofą oderwaną od rzeczywistości, jak i podstępnie sfałszowaną grą.
Donald Trump przedstawił własną interpretację porażki Akademii: „Myślę, że byli tak skupieni na polityce, że ostatecznie nie mogli się zebrać w sobie” – powiedział. Breitbartajakby księgowy PricewaterhouseCoopers, który dał Warrenowi Beatty'emu złą kopertę zrobił to, bo zbyt mocno szydził z Kimmela ćwierkać prezydent „czy wszystko w porządku?” »
Liberałowie mogą narzekać, że Trump przypisuje sobie błąd logistyczny popełniony przez jego krytyków. Ale oczywiście oba obozy widzą obecnie dużo polityki w rozrywce: patrz wszystkie gniazda polubić Doocy'ego i porównać koniec rozdania Oscarów do wieczoru wyborczego.
Dla wielu widzów niedzielne przemówienie Davisa wydawało się niezwykłe, ponieważ niemal przekroczył partyzanckie spory i z pasją mówił o komedii. Ale jedno słowo – „tylko” – wystarczyło, aby stało się to papierkiem lakmusowym w wojnie kulturowej. Być może chciała zawalczyć o miejsce sztuki w społeczeństwie, a może po prostu chciała zaprezentować swój zawód takim, jakim go naprawdę widzi. Tak czy inaczej, był to prowokacyjny gest w czasach, gdy artystów coraz częściej stawia się na tych samych standardach, co kandydatów na stanowiska polityczne: oczekuje się od nich, że będą wybierać słowa nie ze względu na prawdę, ale ze względu na politykę.